Kupilismy sobie bilety na wieczorny pociag do Ulanbaatar. Istne szalenstwo - postanowilismy pojechac plackarta (a co stac nas ;))
Poniwewaz oczekiwanie na pociag bardzo sie dluzylo, postanowilismy isc do przydworcowej restauracji na "herbatke".
Na czaju sie jednak nie skonczylo, bo spotkalismy plecakowca z Kanady. Akurat wracal do domu ze studiow z paryza, ale wybral troche okrezna trase trzeba przyznac. Pozniej okazalo sie ze dostal miejsce w pociagu zaraz obok nas, ale w walce z czyngis hanem nie pomogl.
Przed 6ta rano pociag sie obudzil, wiekszosc wysiadla. O dziwo tutaj bankomat uwzglednia kwoty wieksze (w Sukhbator nie) w przeliczeniu na zlotowki niz 200zl. Ale w sumie czemu sie dziwic skoro placa 100$ jak dowiedzielismy sie w pociagu nie jest niczym szczegolnym. W pociagu sporo nowosci dowiedzilismy sie od jedenastolatki mowiacej w trzech jezykach. Poczawszy od tego ze spokojnie mozna piwo pic w pociagu do tego jak przyrzadzic zupe z szyszek.
Mnostwo nawolywaczy na dworcu, taxi hotel itp. Standardowo czlowiek z plecakiem jest zrodlem latwego zarobku. Mistrzem byl gosc ktory mial karteczki w kilku jezykach swiata, na ktorych mial wypisana historyjke o tym jak mu nie jest najlepiej.
W deszczu dotarlismy do Gana Guest House, gdzie aktualnie stacjonujemy - bo przy cenach noclegu ze sniadaniem 12zl, szkoda wyciagac namioty i szukac odpowiednich krzakow w miescie. Porozgladamy sie troche, co tutaj ciekawego i jak dalej tanio pojechac.
Mozna spac tutaj w jurtach, ale na razie sa zajete, kimamy na zwyklych lozkach.
Dzisiaj jest jakies swieto mongolskie, bo zadnego piwa nie kupisz w calej krainie. Orzechowi ekspedientka sila sciagnela browary z kasy. Dzisiaj kolejne strzelanie w potrawy, ale juz porobilismy sobie zdjecia jak co wyglada i dopasowujemy znaczki ;) takze juz z zakupem kompotu raczej nie ma problemow.
Na miescie raczej nie widac turystow, jedynie na centrum miasta troche helmutow z grubymi brzuchami (jak wszedzie). Juz sami azjaci praktycznie, mozna sie poczuc jak w zoo. Sympatycznie.
Co ciekawe, w sklepach sporo polskich towarow, nawet bez przetlumaczonych nazw. Z piec rodzajow ogorkow konserwowanych dzisiaj widzialem, podobnie soki - pysio, sonda itp. Draze korsarze, landrynki itp.
Dorzucone troche zdjec.
by dziura & mintai