W klasztorze w ktorym mieszkalem centralne miejsce zajmowala plazma. Co wieczor gromadzili sie przed nim mnisi i ogladali horrory lub lige mistrzow. Z wyjatkiem Uviego. Ten posiadal tablet z dostepem do internetu i wieczory spedzal na facebooku. Znak czasow. Po kilku dniach spedzonych tutaj postanowilem udac sie w dalsza droge. Z samego rana zarzucam plecak na plecy i ide na wylotowke. Chociaz wylotowka to zbyt duze slowo. Tu po prostu ciagnelo sie miasto jednej ulicy. Wiec postanowilem isc dopoki nie skoncza sie budynki albo dopoki nie bede mial dosc. Birma to narod taksowkarzy wiec trzeba udac sie daleko za miasto. W pewnym momencie zatrzymal sie kolejny taksowkarz oferujac mi podwiezienie. Na szczesie Uvi przygotowal mi 2 listy w jezyku birmanskim. Jeden autostopowy skierowany do kierowcow z doposkiem "no bus, no taxi". Drugi skierowany do mnichow z zapytaniem o mozliwosc noclegu (ale o tym pozniej). Taksowkarz zobaczywszy list podwiozl mnie do swojego sklepu ( rodzinny biznes gastoronomiczno-taksowkarski) i kazal siadac a sam zaczal lapac. Po jakichs bezowocnie spedzonych 30 minutach postanowil podwiesc mnie do policjanta. A tam scenariusz sie powtarza. Pokazuje kartke, slysze " please sit" i czekam. Na co? Nie mam pojecia. Probuje sie dowiedziec ale bezowocnie. W koncu po kolejnych 30 minutach dowiaduje sie ze mam pojazd do Bagan. Motor. Z jednym pasazerem. Tak wiec wsiadam na trzeciego z plecakiem na plecach i ruszam w pieciogodzinna podroz. I musze przyznac. Nic tak dawno mnie nie wymeczylo. Podnozek przeznaczony tylko dla jednego pasazera z trudem miesci stopy dwoch osob. Plecak ciagnie w dol i zarzuca na kazdym zakrecie. I nie ma go jak poprawic. A samego miejsca do siedzenia tez niewiele. Zostalem wcisniety pomiedzy pasazera siedzacego przedemna a plecak. Ale najwazniejsze jade. I to prosto do celu. Prawie. Bo ok 20 minut przed celem zgublismy jeden amortyzator. Na szczcie szybko podjechal wan ktory po ustaleniach z kierowca szybko zabral mnie do Bagan. A dokladnie przed posterunek policji. Postanowilem jednak niewchodzic. Z jednej strony wiedzialem, iz zyczliwi policjanci mogli cos dla mnie przygotowac i mi pomoc. Z drugiej jednak wiedzialem iz bariera jezykowa bedzie stanowila zbyt duza przeszkode. Dlatego postanowilem ominac posterunek i udac sie prosto do Bagan. Plan byl prosty. Powloczyc sie po okolicy, obejrzec zachod slonca, rozbic namiot, i cala czynnosc potworzyc 2 razy. Niestety po zachodzie slonca zostalem przylapany i skierowany do guesthousu. Postanowilem nie ryzykowac i nie rozbijac namiotu. Wzielem najtanszy pokoj na 2 noce. 10$ za wiatrak. materac na podlodze oraz skromne sniadanie.
Natomiast samo Bagan jest kolosalne. Mozna zwiedzac je za pomoca taksowki, dorozki, motoru albo roweru. I chyba oczywiste jest ze niespokojna dusza jak moja wybrala chodzenie. Po prostu zwykle przelaje na kreske od kolupy do kopuly. I wg mnie to najlepsza czesc Bagan. Pusto. Nikogo jak okiem siegnac, I opuszczone swiatynie z zarosnietymi wejsciami. Dziesiatki, setki. Dla mnie zwiedznanie Bagan bylo jak gorski spacer. Powolny, w ciszy. Tu szczyty gorskie zostaly zastapione kupulami swiatyn wybijajacymi sie z posrod drzew. I jak to w gorach. W ktora strone nie spojrzec wszedzie widok jest pozornie podobny, a jednak zachwycajacy i piekny. Staralem sie omijac wieksze swiatynie. Po prostu dla mnie zwiedzanie Bagan nie bylo zwiedzaniem swiatyn, a zwiedzaniem calosci, krajobrazu jaki maluja. Pozatym wielkie swiatynie to takze wielkie tlumy, rzesze sprzedawcow, zebrakow, naciagaczy. A same w sobie niczym nie roznia sie od swoich miejszych braci. Dlatego dla mnie najlepszym sposobem zwiedzania to poprostu wziasc plecak, obrac jakas kopule na horyzoncie za cel i do niej isc, potem do kolejnej i kolejnej. Przez pola i bezdrodza.
Samo Bagan spodobalo mi sie do tego stopnia ze postanowilem zostac 1 noc dluzej. Jednak by nie placic kolejnych 10$ za nocleg postanowilem pojsc do klasztoru i zapytac o mozliwosc noclegu. Dzieki listowi Uviego szybko znalazlem miejsce. Jednak zeby upewnic sie ze doszlismy do porozumienia postanowilem rozbic namiot i posc zwiedzac miasto. Po zwiedzniu wieczorem wrocilem do klasztoru i wzielem prysznic. Juz chcialem isc spac gdy mnich wskazujac na rozmawiajacego przez telefon mezczyzne poprosil mnie bym usiadl i poczekal. Rozsiadlem sie wygodnie w fotelu, bo juz wiedzialem jakie slowa uslysze. I nie myliem sie. Po zakonczeniu rozmowy uslyszalem :"Dobry wieczor, jestem funkcjonariuszem policji", nastepnie podal swoje imie, "czy moge zobaczyc twoj paszport". Podaje paszport i otrzymuje odpowiedz "Ty, wiza turystyczna, ty spisz w guesthouse albo hotel, u mnicha nie mozna". Probowalem tlumaczyc ze hotele tu drogie. W tym momencie dowiedzialem sie ze za jakies 1,5h jest autobus do Mandalay a ja nie mam wyjscia innego niz do niego wsiasc. Pol godziny negocjacji spelzly na niczym, a ja poszedlem spakowac namiot. Gdy wrocilem policjant zadal mi pytanie
- Musze wiedziec jaka jest twoja decyzja?
- Jaka decyzja? Przeciez mam tylko 1 opcje.
- Tak tylko jedna opcja.
- Wiec jaka decyzja?
- Zostajesz tu na noc czy jedziesz do Mandalay ?
W tym momencie zgupialem. Po 30 minutach tlumaczenia mi ze nie moge tu spac, i oznajmiania ze jedyna opcja to nocny autobus nagle dowiedzialem sie ze jednak sa inne mozliwosci.
- Ale to znaczy ze moge tu spac ?
- Tak, zaden problem.
Nie zdazylem nawet odlozyc namiot na ziemie gdy dowiedzialem sie ze moge go rozbic ponownie. Ustalilismy ze pociag jest o 7 rano, wiec wstac musze o 5. Chcac nie chcac nastawilem budzik na 5. Nie zamierzalem jechac pociagiem ale zaspanie grozilo ponownym pojawieniem sie policjanta i jego pomoca. Nastepnie udalem sie ponownie rozbijac namiot. Gdzies w polowie tej czynnosci policjant, ktory byl juz na motorze i kierowal sie do domu, wola mnie do siebie. Patrze na niego, na namiot, na niego, na namiot i idac powolnym krokiem zastanawiam sie czy namiot jest w polowie zlozony czy w polowie rozlozony. Policjant informuje mnie ze do kogos dzwoni. Nie zrozumialem do kogo. Wtedy powtarza. Dzwoni do swojej dziewczyny. Pozartowalismy chwile, i wrocilem do rozbijania namiotu.
Rano z pobodki o 5 zrobila sie 6. Ucieklem boczym wyjsciem gdyz obawialem sie pomocy jakiej moze udzielic mi policjant. Nastepnie przez senne jeszcze miasto udalem sie na wylotowke gdzie zaczelem lapac stopa do Mandalay.