Pobudka jak zwykle ciężko. Ale tak to już jest. Im wygodniejsze łóżko, tym ciężej się z niego wyrwać. I tak z planowanej pobudki o 6 rano nici i dzień zaczął się z 3 godzinną obsuwą. Co nie zwiastowało dobrze gdyż do docelowej Meiktili dzieliło mnie ponad 500 km. Co prawda większość do jedyna w kraju autostrada, ale nie znaczyło to wcale, że odległość uda się pokonać w jeden dzień. Po dojechaniu na wylotówkę potwierdza się fakt który obserwuję tu od początku. Birma to naród taksówkarzy. Dosłownie. Stojąc na wylotówce mijały mnie taksówki-samochody, taksówki-motory i taksówki dwu-ławkowce. Które niezmiernie cieszyły się na widok turysty. Co chwila zatrzymywało się inne auto, a mi większość czasu zajęło przeganianie ich niż łapanie stopa. Jeżeli pominiemy te pojazdy oraz autobusy ruch na drodze składał się z niewielkiej ilości samochodów osobowych i ciężarówek. Jednak jak na złość upodobały one sobie jazdę lewym pasem ( w Birmie panuje ruch prawostronny), prawy pozostawiając dla taksówek. Dlatego pokonanie 15 km które dzieliło mnie od autostrady zajęło ponad godzinę. Po dotarciu na początek autostrady okazało się, iż ta świeci pustką. Jest to droga płatna i wiele kierowców woli ją omijać inną, tańszą ( chociaż też płatną drogą). I jak to w przypadku dróg o znikomym ruchu. Samochody przejeżdżają rzadko, ale praktycznie każdy się zatrzymuje. Jazda autostradą przebiegła szybko i już około godziny 18 opuszczam samochód. Do docelowego miasta dzieliło mnie jakieś 15 km drogi biegnącej prostopadle do autostrady. Słońce właśnie zachodziło, a ruch na drodze zamierał. Poprzez słowo "zamierał" rozumiem pojazdy inne niż wspomniane wyżej taksówki. Te zdają się jeździć zawsze. Wiedząc iż mam przewidziany nocleg w Meikilcie postanowiłem podjechać ostatnie kilometry na motorze. Nocleg w klasztorze, u znalezionego dzięki couchsurfingowi mnicha. Tu mała ciekawostka. Oficjalnie w Birmie spać można tylko w hotelach które mają zezwolenie na ugoszczenie obcokrajowców. Oficjalnie. Bo przez klasztor przewijają się znaczne ilości ludzi. Zarówno turystów zza granicy, ludzi z miasta, jak i oficerów policji. Słowem wszyscy wiedzą, iż w tym miejscu śpią osoby z poza kraju jednak nikt się tym nie przejmuje. Widać zachodzące w Birmie zmiany. Samo miasto usytuowane jest wokół jeziora o takiej samej nazwie. Toczy się tu spokojne życie. Kilka klasztorów, targ i codzienne wizyty wiernych w zakonie.
Dziś rano tuż za murami usłyszałem grającą muzykę. Szybko postanowiłem sprawdzić miejsce w którego się wydobywa. I tak znalazłem się na tradycyjnym birmańskim weselu. Co ciekawe wesele takie odbywa się wczesnym rankiem. Zaczęło się około godziny 7 rano i zakończyło przed 11. Ja byłem tam tylko chwilę, gdyż zacząłem ściągać na siebie większą uwagę, niż młodzi.