Czeski Film. Do Bon Phu Nam Ron kierowałem się według wskazówek znalezionych w internecie. I tak o godzinie 11 zacząłem łapać stopa na Soi Yok przy wylocie ze stacji benzynowej PTT. PTT to moja ulubiona stacja, jeszcze nigdy nie stałem na niej dłużej niż 15 minut. No może z wyjątkiem sytuacji gdy złapałem autobus szkolny ale to stopa łapali mi Tajowie. Tak i tym razem poszło sprawnie. Po 5 minutach już jadę na pace pick-upa. Po jakiejś godzinie jazdy coś mnie olśniło, odnośnie obranej drogi. Zaglądam do notatek i rzeczywiście. Należy skręcić z drogi 323 po jakichś 10 km. Próbowałem jakoś dać znać, iż chcę wysiąść jednak ciężko dogadać się z kierowcą gdy jedzie się w bagażniku. Na szczęście ok 5 minut później zatrzymaliśmy się i dojechaliśmy do Soi Yok. Albo i nieszczęście. Postanowiłem udać się na posterunek który znajdował się po drugiej stronie drogi i zapytać w którą stronę do granicy. Z racji, iż nie chciało mi się tłumaczyć idei stopowania postanowiłem trzymać się wersji iż jadę na własnym motorze i zgubiłem drogę. I tak dowiedziałem się że do Phu Nam Ron muszę jechać dalej tą samą drogą. Gdy zapytałem czy na pewno nie muszę zawrócić dowiedziałem się...,że muszę zawrócić. Odniosłem wrażenie, że nikt nie wie gdzie jest ta granica. Postanowiłem zaufać znalezionej gdzieś mapie regionu, która chyba jako jedyna uwzględnia istnienie tego przejścia granicznego i udać się w drogę powrotną. Po 5 minutach już jechałem na kolejnym pickupie tym razem w stronę Kanchananburi. I tylko po cichu modliłem się by uprzednia rozmowa ze wskazaniem skrzyżowania odniosła skutek. Bałem się, że wysadzą mnie dokładnie na tej samej stacji z której zaczynałem łapać. Na szczęście zatrzymaliśmy się na umówionym skrzyżowaniu i tak po 2 godzinach jazdy, i przejechaniu jakichś 110 km znalazłem się 10 km od miejsca z którego wyruszyłem. Z racji iż wiza wygasa mi 26.03 postanowiłem nie śpieszyć się i zacząłem łapać od niechcenia. Jak na ironię do granicy dojechałem dość szybko i postanowiłem spędzić tu 2 noce. Jakieś 50 metrów od przejścia granicznego znajduje się klasztor w którym jak zwykle zapytałem o nocleg. Planowałem rozbić namiot, dostałem skromny pokój mnicha. A przy granicy można załapać się na darmowe WIFI. Jutro rano Birma. Droga do Dawei jest ponoć w opłakanym stanie. Czas zobaczyć jak wygląda w praktyce.