Autostopowo

Dobra. Po 5 miesiącach podróżowania po Indiach (względnie) wygodnymi pociągami, czas porzucić konwencjonalne środki transportu, stanąć z plecakiem na wylotówce z Bangkoku, wyciągnąć palec i czekać. Czas zacząć łapać stopa. Kierunek Chiang Mai. I trzeba przyznać. Stop działa w Tajlandii bardzo dobrze. Często ludzie nie znają samej idei łapania stopa, ani języka innego niż tajski, jednak zwykła chęć pomocy sprawia, iż postoje są nadzwyczaj krótkie. Z racji dużej ilości pick-upów poruszających się na drogach nie raz zdarza się siedzieć w bagażniku, gdzie naturalna klimatyzacja pokonuje Tajlandzkie upały. Do Chiang Mai wybrałem się przypadkowo. Planem było kierować się powoli na północ w stronę Laosu. Jednak za każdym razem gdy mówiłem północ słyszałem w odpowiedzi Chiang Mai. Więc postanowiłem sprawdzić czym naprawdę jest to osławione miasto. Centrum Chiang Mai to stare miasto otoczone murem i fosą i wypełnione świątyniami i turystami. Jakby chciało utrzymać tych drugich w ryzach. Nie pozwolić im wyjść na zewnątrz. I w większości to się udaje. Krótki spacer poza murami pozwala zaobserwować, iż nie tak daleko od nich spada zarówno ilość widzianych turystów jak i ceny smażonego ryżu. Interesujący zbieg okoliczności. Na szczęście daleko temu miejscu do Khao San w Bangkoku. Kilka dni spędziłem na zwiedzaniu świątyń. Jednak w wyniku nieprzewidzianych zdarzeń trzeba wrócić do Bangkoku.

Zdjęcia (20)

Komentarze (0)