Przylatując z Kalkuty, po 5 miesiącach w Indiach można przeżyć kulturowy szok. Wszystko jest oznaczone, ludzie stoją tam gdzie są przystanki a nie jak w przypadku Indii, przystanki były tam gdzie stali ludzie. Nikt nie krzyczy, nikt nie trąbi, drogi szerokie, samochody nowe a wieżowce wysokie. Chciało by się rzec "Europa". Jednak już po 2 dniach zostałem wyprowadzony z tego złudzenia i z powrotem w azjatycką rzeczywistość. Bangkok to miasto gdzie między wielkimi, wielopiętrowymi wyspecjalizowanymi w sprzedaży danego typu produktu halami znajdują się markety nieprzerwanie sprzedające jedzenie, oraz rzeczy wg zasady "a nóż ktoś kupi".
Tajlandia to zaiste dziwny kraj w którym wszystko kręci się wokół turystyki. Niezależnie czy piękne krajobrazy czy zamieszki w centrum Bangkok. Te przypominają bardziej festyn. Na stoiskach smażą się kiełbaski, obok ktoś sprzedaje koszulki, tu gwizdki a tu znów kiełbaski. Cały czas słychać muzykę dobiegającą ze sceny, a między straganami przechadzają się tłumy turystów z dziećmi. Często takimi poruszającymi się jeszcze na wózkach. I właściwie z błędnej oceny sytuacji wyprowadza tylko jedno stanowisko. Znajdują się na nich 3 telewizory i każdy w kółko odtwarza zapętlony film. Widać strzały, widać krew. Każdy z informacją iż policja strzela do Tajów. Każdy z inną datą. Najnowsza datowana na tydzień temu. Nie rok. Nawet nie miesiąc. Od tego wszystkiego dzieli zaledwie dystans 7 dni i 3 kilometrów. Lecz ludzie przechodzą, popatrzą, zapominają i idą dalej. Jakby zdarzenia wokół pomnika demokracji był jakąś odległą historią. Wokół pomnika od którego zaledwie kilka kroków dzieli od getta turystów. Osławionej Khao San Road. Khao San to właściwie samowystarczalna ulica na której znajdziemy wszystko. Od tanich hosteli, przez KFC a na uszyciu garnituru czy zrobieniu tatuażu wcale nie kończąc.Na tej ulicy można znaleźć wszystko z wyjątkiem Tajów i Tajlandii. Praktycznie 90% tłumu to turyści o europejskim wyglądzie, a krzyczące zewsząd neony nie przypominają niczego co do tej pory widziałem w Bangkoku.
Ostatnie dni spędziłem u Tooma. CSa który idee couchsurfingu przeniósł na zupełnie nowy poziom. Jakieś 2 lata temu znajomy powiedział mu o tym portalu, a że mieszkał sam w domu to postanowił spróbować. I tak już zostało. Przeszło 1000 osób przewinęło się przez jego dom. Planowałem zostać tu jedną noc, tylko po to by mieć rano blisko na wylotówkę. Zostałem 4. Co łącznie wydłużyło pobyt tutaj do 10 dni. To miasto fascynuje i nurtuje. Po prostu Bangkok wciąga. Jednak wiem że takie miejsca grożą zasiedzeniem dlatego trzeba uciekać. Jutro pobudka o 6 rano i czas wreszcie sprawdzić jak wygląda autostop w Tajlandii.
I małe post scriptum.
Dla tych co uważają że jeden obraz mówi więcej niż 1000 słów. Poniżej linki o łącznej wartości ponad dwóch milinów słów.
Część I
https://plus.google.com/u/0/photos/112147308852267514967/albums/5926416580191029297
Część II
https://plus.google.com/u/0/photos/112147308852267514967/albums/5942995862553366337
Część III
https://plus.google.com/u/0/photos/112147308852267514967/albums/5986237123928863393