Czas w Guwahati spędzam u CSa o imieniu Alak w polsko-indyjsko-litewsko-izraelskim towarzystwie. I już pierwszy dzień zaczął się ciekawie. Wsiadam do autobusu i słyszę: "siadaj, jedziemy na stypę". Tak. Stypę. Nie wiem jakim cudem znalazłem się w środku stypy. Gdy tylko przyjechaliśmy zaczęło się przedstawianie rodzinie. Jest to typowa, duża wiejska rodzina, gdzie każdy zna każdego, tak że na uroczystości znalazło się ponad 100 osób. Skromnie. Bo całość obchodów trwa 14 dni. Dziesiątego dnia najbliżsi krewni zmarłej osoby golą sobie głowę na łyso. Przez 13 dni następujących po śmierci rodzinie nie wolno jeść ryby, mięsa, praktycznie niczego co przetworzone. Dieta sprowadza się do gotowanych warzyw. Przyjechaliśmy dnia 14 czyli na coś co powszechnie nazywa się foodingiem. Niekończący się maraton dokładek. Zaczyna się od ryżu, dal ( zupy która polewa się ryż), subji ( gotowane warzywa) oraz typową potrawą z Assamu czyli coś co wygląda jak zmiażdżona ryba. Następnie przychodzi dokładka z rybą gotowaną. Brak mięsa ? Nie szkodzi. Kolejna dokładka to właśnie mięso. Wszystkiego pilnują czuje oczy i w razie kończenie się którejś z potraw śpieszą z dokładką. Pierwsze nauczone słowo w języku Assamu - "no-lage" znaczy mniej więcej nie chcę/dziękuję/wystarczy.
Dzień drugi i już z rana informacja. Dzisiaj jedziemy na puje i jedziecie z nami. Na miejscu puja okazała się urodzinami na których kapłan z okolicznej świątyni odprawiał modły do Vishnu. Po zakończonych modłach następowało znaczenie czerwoną kropką na czole, wręczenie kwiatka który należy sobie wsadzić za ucho oraz polanie na rękę poświęconego mleka które należało wypić. Po modlitwie przyszedł czas na fooding który wyglądał identycznie jak dzień wcześniej. Może wybór potraw był bardziej skromny jednak ilość całkowicie to nadrabiała.
Dzień trzeci. Kurs gotowania. Opisywane przeze mnie przy okazji wizyty w Kalkucie rosgolle ujawniły nam swoje tajemnice. Mimo wyśmienitego smaku są zaskakujące proste. Przynajmniej w składzie. Mleko, cukier, woda, garść mąki i kardamon. I tu zaczyna się magia kucharza który nam prezentował proces. Za kilka dni spróbujemy go powtórzyć. Zobaczymy jak pilnymi jesteśmy uczniami.
Jutro jedziemy na uroczystość zwaną przed-weselem. Praktycznie jedyna różnica która odróżnia przed-wesele do prawdziwego wesela jest brak pana młodego. Tak przynajmniej słyszałem z tłumaczenia tego święta. Którego nieodłączną częścią będzie fooding.