Darjeeling jest położony znacznie wyżej niż odwiedzone ostatnio przeze mnie miasta. Co za tym idzie słupek rtęci z podręcznym termometrze spadł do dawno nie rejestrowanych 8 stopni w skali Celsjusza. Wydawać by się mogło iż to dużo na tę porę roku jednak bardzo wysoka wilgotność potęgowała tylko uczucie chłodu. Dodatkowo brak jakiegokolwiek ogrzewania sprawiał iż pokoje zamieniały się w lodówki. Przemrożone ściany utrzymywały znacznie niższą temperaturę niż ta notowana na zewnątrz gdzie od czasu do czasu wychodziło słońce ogrzewając przechodniów. Podczas wędrówki po mieście trafiliśmy do ośrodku uchodźców z Tybetu. Ośrodek ten utrzymuje się z produkowanych wewnątrz tkanin, dywanów i ubrań. Jednak to nie zakupy zajęły nam cały czas spędzony tutaj. Długo nie trzeba było nas namawiać byśmy chwycili za szpadle i pomogli przerzucić trochę ziemi. Niewiele. Jednak więcej pracy dla nas mnie mieli. W Darjeelingu jedną z atrakcji jest wschód słońca oglądany z Tiger Hill. I tu sytuacja się powtarza. Chmury, mgła, więcej mgły. Brak jakiegokolwiek dalszej widoczności. Czas opuścić tą krainę herbaty, pierogów ( momo) i smażonego makaronu ( chowmein). Ostatni kęs wołowiny. Na kolejny trzeba będzie trochę poczekać.