Pozostałe dni upłynęły na spokojnym oczekiwaniu na paradę zorganizowaną z okazji festiwalu Dasara. Na festiwalu zjawiłem się wcześniej. Dużo wcześniej. I dużo za wcześnie. Skutek sprzecznych informacji jakie otrzymałem wcześniej o godzinie rozpoczęcia. Na szczęście miejsce się zgadzało. Zająłem swój kawałek chodnika i przystąpiłem do oczekiwania razem z resztą tłumu. To tylko trzy i pół godziny. Ale nikt się nie ruszy. Nikt nawet nie pomyśli o pójściu do toalety. To skutkowało by stratą tak dobrego miejsca gdyż z tyłu już czają się tłumy gotowe zabić za to miejsce. A za nimi kolejne tłumy gotowe wskoczyć na miejsce tuż przed nimi. I tak wytwarza się napór tłumu który rośnie z każdą minutą. A w takiej atmosferze pojawiają się też pierwsze sprzeczki. Tu zaworem bezpieczeństwa okazało się ogrodzenie przez które zaczęli skakać wszyscy niezależnie od wieku czy płci. Z wyjątkiem dzieci, które przekładano górą. Swoją drogą przeskoczenie przez takie ogrodzenie nie było sprawą łatwą. Nie chodzi tu o jego wysokość. Po prostu pozbijane z bambusów wydawało się nie wytrzymywać naporu ludzi i wyginać we wszystkie strony. Naporu tego nie wytrzymała siatka metalowa która była przyczepiona do bambusa. Ludzie widząc to zaczęli odchylać jej róg i przeczołgiwać się dołem. Wszystko działo się przy udziale lokalnej policji która jedynie kontrolowała przepływ ludzi i pomagała gdy przechodzili za wolno lub karciła kijem gdy za szybko. Właściwie jednym pomagała a innych biła. Ciężko jednak znaleźć klucz według którego dobierane były ofiary. Po drugiej stronie płotu zaś znaleźliśmy się bezpośrednio na ulicy którą przechodziła parada. Pozwoliło to na zajęcie miejsc w pierwszym rzędzie daleko przed ogrodzeniem oddzielającym tłum do parady. Sama parada przebiegała raczej spokojnie. Nie licząc powolnego potoku ludzi który przedostawał się przez wspomniany wcześniej zawór bezpieczeństwa. I tak z pierwszego rzędu przeniosłem się stopniowo do drugiego, potem trzeciego i czwartego. Jednak miejsca wciąż dobre by oglądać tańce, bębniarzy czy reżyserowane walki jakie odchodziło pomiędzy kolejnymi pojazdami parady. Na samym końcu poprzedzonym kilkuminutowym wzrostem nastrojów doszło do eksplozji nastrojów którą z trudem powstrzymywały siły porządkowe. A przyczyna tego wszystkiego już kroczyła na wielkim słoniu w otoczeniu dwóch mniejszych. Tam pod baldachimem znajdował się On. Durga. Gdzie jedno spojrzenie doprowadzało tłum do religijnego uniesienia, a okrzyki niosły się echem dalej i dalej wspomagane przez kolejne krzyczące gardła. W końcu parada przeszła i pozostawiła po sobie stery śmieci i poprzewracanych barierek. Ale kto by się nimi przejmował. W ciągu tygodnia samoistnie rozpłyną się w krajobrazie.