Przejeżdżając zaledwie kilkaset kilometrów przemieściłem się z katolickiego stanu Goa, przez hinduistyczną Gokarne i Badami by dojechać do będącego pod wyraźnymi wpływami Bijapuru. Jednak i tu pomiędzy dźwiękami minaretów słychać odgłosy przechodzących parad z okazji festiwalu Dasara, który właśnie się rozpoczął. Co doskonale widać w hinduistycznych świątyniach. Świątynie taką oprócz charakterystycznej architektury można rozpoznać po znajdujących się na jej szczycie małpach. Małpy szczególnie upodobały sobie ten typ budowli i zdają się nie zapuszczać do opuszczonych fortów których pilnują wiewiórki, meczetów pilnowanych przez kozy czy na ulice którymi rządzą krowy i psy. To właśnie opuszczonych fortów i meczetów jest w Bijapurze najwięcej a w środku obu znajdują się znawcy materiałów. I tak przechodząc przez meczet dotykając ścian dowiedziałem się że są z kamienia, innym razem na przestrzeni dziesięciu metrów i po dwudziestu opukaniach kolumn uzyskałem cenną informację o ich drewnianym pochodzeniu. Często informacje te ograniczają się do słów jak "stone" czy "wood", i sprawiają wrażenie jakby przed wiekami architekci założyli się o to, czy drewno czy kamień jest lepszym surowcem, a o jakości budowli świadczył rodzaj materiału z którego została zbudowana. Bijapur przed sezonem sprawia wrażenie jakby dawno nie pojawiali się tu żadni turyści, przez co nie sposób przejść dziesięciu metrów bez bycia zaczepionym pytaniem o imię czy kraj pochodzenia. Często Hindusi ustawiają się w kolejce, tak że nowy pytający rozpoczyna zadawanie standardowych pytań w momencie gdy poprzedni pytający odchodzi. Robi to nawet w przypadku gdy stał obok w momencie gdy padały odpowiedzi na jego pytania. Jakby punktem honoru nie było uzyskanie informacji, a uzyskanie jakiejkolwiek odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie. Prawdziwa czy fałszywa - nieważne. Byle była.